17 grudnia, 2012
17 grudnia, 2012
Witam,
jestem uzależniona od jedzenia, obżarstwa (od 3 lat)Są to skutki
anoreksji i diet. Ostatnio udało mi się najdłużej wytrzymać bez
obżarstwa gdy jadłam zgodnie z jadłospisem Diety South Beach:
mięsa,jaja, warzywa, tłuszcze, orzechy, nabiał. Zero węgli ze zbóż,
owoców, przetworzonego żarcia. Stopniowo dodawałam te produkty, ale
napady wróciły. Czy sądzisz, że mogłabym jeść tylko produkty z pierwszej
fazy, raz na parę dni dodając np. owoc? Czy nie odbije się to na moim
zdrowiu?
Efekt domino
W skrócie to wszystko co się dzieje gdy zabierzemy naszemu organizmowi budujące klocki i zmusimy go do funkcjonowania w stresie z brakiem jakiegokolwiek wsparcia z zewnątrz. Nie dostarczamy witamin, minerałów, niezbędnych tłuszczów, aminokwasów to automatycznie działamy destrukcyjnie. Organizm MUSI mieć te elementy dostarczane na bieżąco, aby poprawnie funkcjonować, więc znajdzie sposób aby sobie poradzić bez naszej pomocy. I tak właśnie doprowadzamy do katabolizmu czyli rozkładamy swoje własne ciało. Wyłączamy niepotrzebne systemy aby nie konsumowały energii, wiec możemy zapomnieć o sprawnie działającym trawieniu czy układzie rozrodczym. A niezbędne substancje odżywcze organizm musi sobie wytworzyć z tego co ma…chociażby rozbić mięśnie (sama tkanka tłuszczowa nie da przeżycia). Im dłużej trwa taki stan tym większa szkoda. Przyczyną jest brak jedzenia (anoreksja, bulimia, zaburzenia innego typu – nie ma znaczenia), więc nasuwa się pytanie czy 'normalne’ jedzenie coś naprawi? Wątpię.
To jak z katastrofą. Dajmy na to powódź. Jeśli przejdzie przez nasze mieszkanie trochę wody, np. małe zalanie to przeważnie większość rzeczy wystarczy wysuszyć i będzie ok. A gdy fala będzie szła codziennie i to coraz silniejsza? Będzie trzeba dużo więcej wysiłku, aby naprawić szkody. Samo odcięcie wody nie jest wystarczające. I tutaj jest jest sedno – odbudowanie i naprawa strat powinny być celem. Czyli po jakimś okresie destrukcji jedzenie 'normalne’ to zawsze będzie za mało.
Dieta lecznicza nie jest zwykłą dietą
Szkody zaistniały i przeważnie dotyczą dwóch obszarów: ciała i psychiki. Gdy mowa o ciele to przywrócenie zdrowej wagi jest tutaj priorytetem. I jedzenie musi być dostosowane do rekonwalescencji. Zwykła dieta wyliczona w oparciu o jakieś dziwne stereotypy nie pomoże. Im szybciej osoba zacznie jeść regenerującą ilość jedzenia (też jakość) tym szybciej będzie możliwy powrót do zdrowia. W przypadku autorki jak łatwo się domyślić, dieta SB nie jest dobrą opcją (to wciąż restrykcyjna dieta).
Ja bym unikała zbóż i nabiału ze względu na ich działanie uzależniające (pomijając wszystkie pozostałe kwestie negatywne tych produktów). Tłuszcz powinien być na stałe obecny w diecie. Do tego suplementacja może być potrzebna. Po takim okresie zaburzeń żaden organizm sam nie będzie funkcjonował poprawnie i potrzeba czasu aby wszystkie zapomniane mechanizmy zaskoczyły na nowo.
Dieta w pewnym stopniu wpłynie też na szkody wyrządzone naszej psychice. Pewne neroprzekazniki i hormony znów będą mogły być wytwarzane prawidłowo. Np. taka leptyna, która może być odpowiedzialna za napady głodu. Gdy ograniczamy jedzenie i chudniemy jej poziom zaczyna rosnąc, metabolizm zwalniać i organizm wywtarza taka reakcję chemiczną, która zawsze wygra z silną wolą i sprawi, że nasz mózg się 'wyłączy’, a my po prostu rzucimy się na jedzenie. Albo seretonina, która wytwarzana jest z pełnowartościowego białka…gdy nie jemy jej poziom spada, po pewnym czasie mamy taki niedobór seretoniny i dopaminy, że jesteśmy w depresji lub nie mamy żadnej motywacji do czegokolwiek. I takich przykładów jest wiele. W konsekwencji prowadzą zawsze do nieprawidłowego działania mózgu. Nasz mózg zawsze przegra z niedoborami. Czy praca nad sobą coś zmieni? Nie wiem, nie wydaje mi się. Z mojego punktu widzenia należy naprawić te wszystkie szkody w ciele, aby być zdrowym i fizycznie i psychicznie. Jedno bez drugiego nigdy nie istnieje.
Podejście jest proste i mogłabym je opisać w trzech krokach:
1) nierestrykcyjne jedzenie, którego minimum będzie budujące (min. 2,5 tyś odżywczego jedzenia dla niskiej kobiety)
2) zero ćwiczeń
3) zero ważenia się czy mierzenia
Wzloty i upadki w trakcie leczenia
Cały proces jest sinusoidalny i nie należy oczekiwać, że będzie cały czas bezproblemowo. Realistyczne podejście uwzględnia nawroty chorobowe i ciężki okres adaptacyjny. Pierwszą napotkaną trudnością jest szybki przyrost wagi w krótkim okresie czasu. Większość tej wagi to woda, która jest niezbędna dla normalizacji pracy wątroby czy nerek. Gdy taka sama dieta (kaloryczna i odżywcza) jest utrzymywana cały czas to woda po jakimś czasie znika.
Należy się również też spodziewać całego wachlarza problemów z trawieniem, zwłaszcza jak długi czas odmawialiśmy sobie jedzenia. Dotyczy to osób, które zwłaszcza unikały prawdziwego, gęstego odżywczo pożywienia jak mięso czy tłuszcze, a żywiły się przetworzonymi produktami, które nawet nie wymagały ze strony organizmu za dużo wysiłku do strawienia. Często osoby na restrykcyjnych dietach mają problemy z opóźnionym opróżnianiem żołądka, co jest naturalnym mechanizmem biologicznym pozwalającym człowiekowi na przetrwanie gdy brakuje pożywienia. Trzeba czasu aby żołądek na nowo nauczył się poprawnie funkcjonować, zwłaszcza jeśli chodzi o prawidłowe wydzielanie kwasu. A to podstawa. Całe trawienie idzie od góry, więc jeżeli na tym etapie nie ma prawidłowego procesu, to wszystko dalej również będzie upośledzone. W praktyce oznacza to wzdęcia, gazy, niestrawność, zaparcia itd. Dlatego posiłki należy spożywać częściej w małych porcjach w tym okresie.
Może pojawić się również ból czy opuchlizna ciała, zwłaszcza w przypadku osób które przesadzały z ćwiczeniami. Dlatego ćwiczenia są kategorycznie zabronione dla osób walczących z zaburzeniami odżywiania. Są kataboliczne, powodują stres i wzrost kortyzolu oraz konsumują energię potrzebną na odbudowę i naprawę. Nie możemy jednocześnie mieć katabolizmu i anabolizmu. Ponadto nadmiar ćwiczeń jest swoistą restrykcją i uzależnieniem. Gdy je zabieramy jest niepokój, złość i tysiąc innych negatywnych odczuć (to akurat doskonale sama znam). I należy się z tymi uczuciami zmierzyć, aby się od nich uwolnić.
Wiele takich uczuć pojawi się za pewne później podczas procesu regeneracji, zwłaszcza w kontekście przytycia. Strach przed zwiększeniem wagi jest bardzo silny, ale też nieracjonalny. Każdy z nas ma swoją idealną wagę – taki punkt wagowy, przy którym jego organizm funkcjonuje najbardziej optymalnie i do tego dążymy.
Może pojawić się nagły głód czy napady na jedzenie i są one naturalne w okresie, gdy znów zaczynamy odżywiać ciało. Organizm chce nazbierać jak najwięcej substancji odżywczych gdy są dostępne, bo boi się, że za chwilę znów może przyjść czas głodu, więc użyje wszystkich sztuczek jakie zna żeby oszukać nasz mózg i żeby zaspokoić swoje potrzeby. Takie dziwne zachowania organizmu mogą trwać jakiś czas, a wszystko aby przywrócić zaburzoną równowagę. Ważne aby jeść odżywcze minimum i gdy głód zaatakuje nie walczyć. Brak restrykcji uspokaja organizm. Powstrzymywanie się przed jedzeniem w tym momencie powoduje wielki krok wstecz i często wraca jak bumerang w postaci kompulsu.
A po czasie…
Po pewnym czasie organizm zaczyna coraz widoczniej reagować na zmiany. Wzrasta tempo metabolizmu, mamy więcej energii, włosy i skóra są w lepszej formie, polepsza się nastrój i znikają negatywne myśli. U kobiet reguluje się cykl menstruacyjny. Przytycie ma zawsze miejsce w większym i mniejszym stopniu i musi być obecne, bo organizm całą energię skumulował w przybieraniu na wadze i naprawie szkód. Gdy prawidłowa waga zostanie osiągnięta będzie mógł tą energię poświęcić na normalne spożytkowanie, zwłaszcza na wykorzystanie przez systemu, które na skutek dietetycznych restrykcji zostały wyłączone.
To jest długi proces, szacuje się, że potrzeba około pół roku do roku, aby nastąpiła regeneracja. Wymaga to też zmiany podejścia z postrzegania jedzenia jako kalorie i plus/minus na wadze na dostrzeganie, że to coś dużo więcej. Wiele osób ma z tym ogromny problem, i zaskakująca większość z nich potrafi utrzymać wagę na stałym poziomie, co wcale nie oznacza, że nie zmagają się z zaburzeniami odżywiania.
Warto też dodać, że wiele osób po raz pierwszy w życiu zaczyna mieć problemy z odżywianiem na skutek zastosowania zbyt radykalnej diety odchudzającej. Ataki kompulsywnego jedzenia mogą być związane z za małą podażą kalorii, niedoborami składników odżywczych czy konsekwencją tych obu. Przeważnie jest też związane z innymi zaburzeniami na styku hormonów i neuroprzekaźników jak: niskie poczucie własnej wartości, depresje, przesadna wrażliwość, niepokój czy brak satysfakcji. Rzadko mamy tylko jeden problem gdy mowa o złej pracy mózgu i wiele procesów na siebie wpływa.
Nie jestem ekspertem od zaburzeń odżywiania z całą pewnością. Ale patrząc na nie z perspektywy biologicznej jestem pewna, że dieta ma znaczenie i powinna być częścią każdej terapii. I mówiąc dieta nie mam na myśli tylko zdrowego jedzenia, ale prawdziwą regeneracyjna leczniczą dietę. Wielu terapeutów czy ośrodków leczniczych skupia się tylko na ilości jedzenia i to często w kontekście kalorycznym. Dlatego pacjentom podawane są wysokoenergetyczne posiłki, pełne sztucznych składników odżywczych lub co gorsza produkty mocno przetworzone. Może to gdzieś w konsekwencji powoduje, że osoby zaczynają jeść więcej, ale szkody jakie idą za taką jakością jedzenia powinny być brane pod uwagę. Zwłaszcza gdy mowa tutaj o jedzeniu, które ma wysoką wartość smakową i powoduje, że nasz mózg zaczyna go pragnąć w niekontrolowany sposób, co nawet u osób bez dietetycznej przeszłości może być problematyczne. No i taka dieta nie naprawia szkód w ciele w żaden sposób, często nawet je pogłębia w dłuższej perspektywie. Być może potrafi uporać się z zaburzeniami odżywiania, ale zostawia otwarte drzwi dla wielu innych schorzeń.
Co więcej, to w jakimś stopniu często zostaje w nas i trzeba mieć wysoką świadomość istnienia tych rzeczy, aby je wyeliminować. Dla mnie liczenie kalorii i planowanie posiłków było jedną z czynności, które mi szkodziły i nie pozwalały normalnie funkcjonować. Zawsze jedzeniu towarzyszyły negatywne emocje, gdy nie mogłam jeść jak chciałam lub gdy nie udało mi się zrealizować mojego planu. Do tego nadmiar ćwiczeń. Dziś jak o tym myślę, to ma wrażenie, że takie podejście jest na tyle powszechnie, że stało się normalne. A nie powinno być. To równia pochyła.