Jedzonko….nic ciekawego, nic nowego więc nie pisałam długo 🙂 Wyszłam z ketozy, trochę przypadkiem, bo grudzień był obfity w różne okazje do podjadania. Hmmm tak naprawdę to wyleciałam z ketozy z hukiem, bo zwiększyłam podaż węgli z ok 30g do 100g ot tak…miało być stopniowo, ale wyszło inaczej.
Miałam lekkie problemy z trawieniem na nowo węgli, zwłaszcza surowizny ale minęły względnie szybko. Po mega doładowaniu węglowodanowym przez kilka tygodni wydawało mi się, że przytyłam, bo generalnie zwiększyłam węgle, ale tłuszczu nie zmniejszyłam. Ale chyba to złudzenie, bo od tygodnia jakby mi tkanki tłuszczowej ubyło…
Miło jest znów jeść bez liczenia i ważenia czegokolwiek. Wydaje mi się, że jem teraz dużo więcej, ale tez mam wrażenie, że przybyło mi mięśni. Suma sumarum wszystko wróciło do normalności. Nawet podjadam z mężem (tzn. od kilku dni już nie) jego okropne niezdrowe słodycze, które po takim okresie ketozy smakują jak marzenie. Mogłam się dosłownie rzucać na węgle przez pierwszy miesiąc. Na szczęście wszystko znów jest regularne (no prawie).
1) domowy rosół, pieczone skrzydło z indyka, kalafior, cukinia, pieczarki, łyżka oleju kokosowego, spora garść chipsów koksowych
2) wątróbka duszona na maśle, olej MCT, mieszanka sałat, awokado, rzodkiew biała, ogórek kiszony, kiełki brokuła
3) pieczony rostbef wołowy, kiszona kapusta, marchew, olej kokosowy, kawałek świeżego kokosa
I wpadł na noc Snickers…tak tak ten Snickers 🙂 Miałam ochotę na coś słodkiego i dobrego, nie była to wielka ochota i mogłam równie dobrze nic nie jeść lub zaspokoić ją czymkolwiek innym, ale wybrałam batona. Całkiem świadomie i bez wyrzutów sumienia. Był pyszny. Chociaż pod koniec to już nie smakował w ogóle 🙂 Chciałam sprawdzić też jak mój organizm zareaguje na taką podaż cukru, ale poszłam spać i zapomniałam zmierzyć glukozy 🙁
Mam wrażenie, że zawsze styczeń jest takim przejściowym miesiącem w kwestii diety. Po świątecznych grzechach mamy wielkie postanowienia, ale nie do końca chcemy i potrafimy je wprowadzić w życie plus nasz organizm rozbestwiony dobrym jedzonkiem nie bardzo chce z niego zrezygnować. I nie ma się co tym stresować, takie zadręczanie się batonem daje większą szkodę niż sam baton.
Od jakiegoś czasu jem też małą przekąskę przed snem, czasem kawałek mięsa z warzywem, czasem białko z łuszczem – coś małego generalnie i śpię po prostu cudownie, co biorąc pod uwagę moje wieczne problemy ze stresem i snem jest niesamowite. Oczywiście nie jest to zaskakujące odkrycie, biorąc pod uwagę jak długi post wpływa na hormony stresu, zwłaszcza gdy mamy intensywny tryb życia (zzy to emocjonalnie czy też fizycznie).
Dodam, że podjadam owoce znów i gorzką czekoladę (zwłaszcza na noc). Ogólnie moja dieta jest teraz dużo mniej restrykcyjna niż przed ketozą i na razie całkiem dobrze mi z tym 🙂 Wciąż jem dużo tłuszczu, ale też więcej mięsa i węgli – głównie aby wspomóc treningi. Nie czuję się ani gorzej, ani lepiej. Generalnie odkąd jem paleo eksperymentowałam wiele razy z różnymi wartościami makroskładników w diecie, i pomijając chwilowe adaptacje, na nawet skrajnych liczbach czułam się zawsze podobnie i zawsze dobrze. To tym bardziej uświadamia mi, że mikro ma znaczenie i jak zawsze powtarzam, optymalne zdrowie i sylwetkę można uzyskać na różnych proporcjach białka, węgli i tłuszczu.