7 stycznia, 2013

Jedzenie, a związek (jak zmusić męża do paleo)

Zastanawiałam się ostatnio nad rolą jedzenia w związkach. Wiadomo, że dopóki dwie osoby jedzą podobnie wszystko jest ok, ale często (zwłaszcza) gdy kobieta postanawia zmienić dietę trafia na opór. Podobnie w rodzinie, chociaż tu relacje rodzic – dziecko mają poniekąd prawo narzucać pewne standardy i ograniczać swobodę.

A w związku już różnie bywa. Niewątpliwie jedzenie jest częścią naszego życia i ma ogromne znaczenie w kontekście społecznym. Wystarczy popatrzeć na początki relacji: randki na mieście, dużo wyjść…większość z nich związanych z komfortowym jedzeniem. Może to być pizza, lody, kolacyjki czy też słodkie spotkania w kafeteriach. Różnie na różnych etapach związku. Po zamieszkaniu razem dopiero zaczyna się komplikacja. Wspólne zakupy i gotowanie bywają przyjemne, chociaż często ludzie nagle orientują się, że jest ich więcej niż było. Nie bez powodu mówi się, że małżeństwo tuczy. I można tak żyć latami pielęgnując nawzajem swoje lepsze i gorsze nawyki dietetyczne. Gorzej gdy jedna osoba postanawia zmienić sposób jedzenia, a druga nie bardzo umie to zaakceptować lub gdy dieta nikomu nie służy, a chętnych do zmian nie ma.

Znam wiele historii (również Waszych), w których zmiana sposobu odżywiania pociągnęła za sobą pogorszenie relacji w domu. Pojawiły się sprzeczki czy też nagle zabrakło wspólnych posiłków, które były zwyczajem czy też rytuałem nawet. Znam to doskonale. Co prawda odkąd pamiętam moja dieta była inna niż męża i może dlatego on nie ma problemów z akceptacją moich częstych zmian. Poznaliśmy się jak nie jadłam mięsa i generalnie niewiele jadłam, więc w jego głowie, pewnie od zawsze jestem na diecie. Ale mieliśmy swoje momenty. Czy to wyjścia na miasto aby coś zjeść, czy też podjadanie słodyczy lub lodów (kosmicznych ilości) przy oglądaniu filmów. Było tego trochę i myślę, że oboje się nawzajem nakręcaliśmy – w końcu jedzenie (zwłaszcza takie) jest przyjemne. Gdy postanowiłam przestać podjadać zboża, nabiał i cukier całkowicie nie było żadnej sprzeczki ani nawet dyskusji. Ale napięcie pozostało…ciężko zmienić nawyki gdy druga osoba wciąż tkwi w tamtym świecie. Pomijam aspekt psychiczny, bo człowiek musi patrzeć na te wszystkie pyszności i nie móc ich jeść, ale problematyczne zaczęły być kwestie pragamtyczne. Ciężko było ze mną wyjść gdziekolwiek, abym miała co zjeść bez problemów i aby to nie była sucha sałatka. Zawsze musiałam zaplanować posiłki w domu i mieć odpowiednie zakupy wcześniej zrobione. Wiadomo, że warzywa i mięso to nie makaron, który stoi w szafce miesiącami i można go w każdej chwili wyciągnąć. Ale powoli metodą prób i błędów jakoś wypracowaliśmy sobie system, tak abyśmy oboje byli zadowoleni. Mąż jadł swoje, ja swoje. Gdy wychodziliśmy ja zabierałam swoje jedzonko, a on brał na wynos. Oczywiście takie podejście wymaga dużo pracy, bo i zakupy i gotowanie muszą być rozdzielne. Więc gotowałam dwa obiady, robiłam tradycyjne kanapki i patrzyłam jak mąż pochłania słodycze i tonę coli. Oczywiście regularnie podjadałam od niego to i owo, czasem z ciekawości, czasem z ochoty. Parę razy poszło dalej niż testowanie, ale ogólnie zawsze były to jakieś symboliczne ilości.

I moglibyśmy tak żyć latami…ale nie w realnym świecie. Mój mąż jest raczej zdrowy i przede wszystkim ma dobre geny. Niestety są pewne kwestie, które sygnalizują zachowanie ostrożności i konieczność zmian. Jako dwudziestolatek pewnie nie myślał o zdrowiu w ogóle…ale już po trzydziestce pojawiły się pierwsze konsekwencje diety opartej na przetworzonych produktach i nadmiarze cukru. Zaczęło się od niewinnej zgagi, później chroniczny katar, bóle stawów i lekka nadwaga. Z wszystkim daje się żyć, więc mąż stosuje dietę tylko wtedy, gdy dolegliwości się nasilają. Po jakimś czasie restrykcji objawy mijają i może powrócić do swojej typowej diety. I tak w kółko.  Długo to akceptowałam, głównie dlatego, że nie działo się nic złego, a mąż po dobroci nie chciał zmienić sposobu odżywiania. Ale im dalej w las tym ciemniej, i z roku na rok można zaobserwować, że jego już zdrowie cierpi na tej pysznej diecie. A nawet nie chcę myśleć jakie podstawy budowane są w ten sposób do poważniejszych schorzeń za x lat.Ciężko mi na to patrzeć, mimo że akceptuję ludzkie wybory i nigdy nawet nie próbowałam zmusić go do  innego  sposobu jedzenia. Ale pewnego dnia smarując kanapki majonezem pomyślałam, że mam dość…i nadszedł czas aby coś zmienić. Czuję się w pełni upoważniona do zakończenia akceptacji tego trybu życia. Potrafię go tolerować i będę potrafiła dalej, ale sama nie chcę brać dłużej w tym udziału, ani tym bardziej brać odpowiedzialności za taki stan rzeczy. Niestety będzie rewolucja, bo za długo cierpliwie czekałam aż mój mąż weźmie przykład ze mnie i również zadba o swoje zdrowie. Chociaż przyznam, że zawsze jest motywujący i raczej nie zachęca mnie nawet do małych grzechów. Myślę że totalnie wspiera mój sposób odżywiania i to co robię, chociaż na tym się kończy.

Co więc można zrobić w takiej sytuacji? Przede wszystkim skupić się na sobie i nie pozwolić, aby dieta naszego partnera oddalała nas od naszych celów czy też wartości, w które wierzymy. Partnerstwo polega też na wzajemnym szanowaniu swoich potrzeb. Zawsze warto być dobrym przykładem, ale nie możemy oczekiwać zmian z dnia na dzień. Innym osobom zajmuje sporo czasu aby uwierzyć, że dieta ma znaczenie, dlatego cierpliwość jest niezbędna. Nie możemy też tego wymagać ani zaplanować. Możemy za to prosić o pewne kompromisy, np. mniej słodyczy w domu czy też zdrowy obiad co drugi dzień. W taki sposób można zwalczyć chociaż niektóre złe nawyki. Oczywiście sprawa się komplikuje gdy są dzieci, ale o tym nie będę pisać dziś 🙂
Również ważne jest aby wyraźnie określić swoje granice. To czy chcemy jeść w 100% tak a nie inaczej i kiedy lub czy w ogóle pozwalamy sobie na wyjątki, w tym też wspólne mniej zdrowe posiłki z partnerem. Niektórym parom udaje się przy niewielkiej modyfikacji jadać podobnie cały czas. Warto też zastanowić się jak jedzenie drugiej połówki wpłynie na naszą dietę – czy nie będzie to za dużo dla nas do wytrzymania jak będziemy jeść wołowinę z warzywami, a chłopak obok wielką pizzę.

A co ja zamierzam zrobić?

  • wprowadzić rządy dyktatorskie w kuchni – ja przygotowuję i gotuję, więc wymagam aby mąż jadł to zbędnego bez marudzenia
  • robię zakupy i przygotowuję wszystko według zasad, które uważam za słuszne
  • daję wybór kilku różnych opcji na cały tydzień i pozwalam mu ułożyć menu z dozowlonych produktów
  • odmawiam podawania czy przygotowywania niezdrowego jedzenia, jak mąż chce jeść coś innego to musi sam sobie ugotować
  • proszę o nie trzymanie w domu produktów, do których mam słabość
  • nie kupuję niezdrowych rzeczy, jeśli mąż chce jeść batoniki to musi sam po nie iść do sklepu
  • nie podjadam z nim jak za dawnych czasów, odmawiam też testowania jego  jedzenia i to niezleżnie jak dobre są ciasta czy też jaki zły dzień miał w pracy
  • nie doceniam przynoszenia mi słodkości, które mi szkodzą czy też sprawiania mi przyjemności jedzeniem (obojętne czy to paczka gum czy piękny tort na urodziny), podobnie sprawa tyczy się gotowania potraw, które uważam za niezdrowe (chociaż mój mąż nie gotuje)
Dodam, że mąż nie wie jeszcze co go czeka 🙂 Zakładam, że przez jakiś czas będzie w stanie żyć na kanapkach i obiadach od teściowej, ba może nawet zrobi sobie zakupy w sklepie lub bufecie w pracy. Ale to kwestia czasu nim sytuacja zmusi go do szukania innych rozwiązań. Pożyjemy, zobaczymy….czasem musi być gorzej aby było lepiej. A dziś jest też basta dla mnie, więc ostatni raz podjem coś mężowego i będzie to koniecznie coś mocno czekoladowego 🙂
A co Wasi bliscy mówią na temat Waszego jedzenia?

Szkolenie
nadwrażliwości pokarmowe

Od nadwrażliwości pokarmowych do autoimmunologii

dieta
eliminacyjna

Samodzielne rozwiązywanie problemów pokarmowych.

pobierz
przewodnik

Paleo w pigułce.

Zapisz się na
konsultacje

Najczęściej czytane

Hashimoto (autoimmunologiczna niedoczynność tarczycy)

Niedoczynność to poważny problem w ostatnich latach. Coraz więcej osób choruje i coraz częściej pacjent słyszy, że jego choroba to Hashimoto. Przeważnie... Zobacz więcej


Euthyrox, Eltroxin – czego nie wiesz o syntetycznym T4?

Nie ma dnia abym nie dostała wiadomości na temat chorób tarczycy. Niedoczynność jest tak często diagnozowana w ostatnich latach, że zaczyna to... Zobacz więcej


Reaktywna hipoglikemia i insulinooporność

Problemy z poziomem glukozy we krwi są bardzo powszechne, ponieważ wile różnych czynników wpływ na stabilność glukozy we krwi. Stres, nieodpowiednia dieta,... Zobacz więcej


SIBO czyli najczęstszy powód Zespołu Jelita Drażliwego

Zespół jelita drażliwego to jedna z najczęstszych diagnoz na świecie. Nazywam ją workiem, do którego można wrzucić dosłownie wszystko, co daje objawy... Zobacz więcej


Gdy metylacja zawodzi – mutacja genu MTHFR

MTHFR – zapamiętajcie ten akronim, za kilka lat będzie o nim głośno. Dzisiejszy post, w moim odczuciu, jest jednym z ważniejszych. Przynajmniej... Zobacz więcej


Archiwum wpisów

Archives

Godziny otwarcia gabinetu:

PN-PT 10:00-18:00

Używamy cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług, reklamy, statystyk. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.