6 lutego, 2013

Edukacja czyli frustracja

Od kilkunastu dni każdą wolną chwile poświęcam na przeszukiwanie Internetu. I pierwszy raz od miesięcy nie były to poszukiwania badań, prac naukowych czy artykułów odnośnie odżywiania i zdrowia. Moim celem była………edukacja.

Doszłam do takiego momentu, że muszę zdecydować co robić dalej. Ten blog oczywiście też się przyczynił do tego 🙂 Od kilku lat bardziej interesuje mnie odżywianie niż moja praca zawodowa. Od co najmniej dwóch poświęcam cały wolny czas na dokształcanie się w tym temacie, a od prawie roku istnieje ten blog. To kupa czasu, energii, myślenia, nieprzespanych nocy i zawalonych dni w pracy. No i niestety moja praca zawodowa wymaga również bycia non stop na bieżąco, co jak łatwo się domyślić, nie jest realne…
Dlatego postanowiłam, mimo wszystko iść na przód i realizować się w tym co uwielbiam robić najbardziej i co mnie tak naprawdę fascynuje. Co zaskakujące nigdy nie sądziłam, że będę jedną z tych osób, które chcą aby ich pasja była ich pracą. Do tej pory praca była dla mnie koniecznością, mniej lub bardziej przyjemną, ale podchodziłam do niej raczej bez emocji. Ot 8h w biurze, które trzeba odsiedzieć, coś porobić i tyle. Co prawda mój zawód należy do wymagających i jest typowym technicznym zajęciem, gdzie i wiedza i doświadczenie mają znaczenie…ale nigdy nie patrzyłam na niego jako coś co uwielbiam i chcę robić do końca życia. Myślę, że na początku naprawdę lubiłam co robię i wciąż mam takie momenty…no ale odżywianie lubię bardziej. Chociaż lubię to mało powiedziane.
No i tu pojawiła się kwestia co dalej. Mogłabym otworzyć własną praktykę w obrębie jakiejś mało precyzyjnej działalności np. trener żywienia. Mogłabym też zostać dietetykiem. I tu pojawia się dylemat.  Otóż wg Ministerstwa Zdrowia:
Dietetykiem jest:
1)     osoba, która ukończyła policealną szkołę średnią i uzyskała dyplom dietetyka;
2)     osoba, która ukończyła szkołę wyższą na kierunku lub w specjalności dietetyka realizującą w programie nauczania co najmniej treści kształcenia oraz liczbę godzin objęte podstawą programową kształcenia w zawodzie dietetyk i uzyskała tytuł licencjata lub magistra
W praktyce wystarczy mniej np. kurs trwający 48 godzin, który zakończony jest egzaminem. Na wielu stronach ośrodków oferujących takie kursy możemy przeczytać:
Pozytywny wynik egzaminu skutkuje otrzymaniem zaświadczenia potwierdzającego posiadanie kwalifikacji zawodowych w obrębie zawodu dietetyk. Podstawa prawna wydania wymienionego zaświadczenia: § 8 ust. 1 rozporządzenia Ministra Edukacji i Nauki, z dnia 3 lutego 2006 roku, w sprawie uzyskiwania i uzupełniania przez osoby dorosłe wiedzy ogólnej, umiejętności i kwalifikacji zawodowych w formach pozaszkolnych. Wzór zaświadczenia określa załącznik nr 2 do rozporządzenia.
Nie znam się na prawie…ale wiem, że w praktyce takie rozwiązanie działa. A egzamin….to o nim wiemy (przykładowy z jakiegoś ośrodka):

Część teoretyczna obejmuje test pisemny, sprawdzający poziom opanowania wiedzy z zakresu zagadnień poruszanych na szkoleniu podstawowym i zaawansowanym.  
Część praktyczna obejmuje samodzielne!:
  •     obliczenie kaloryczności, zawartości białka, tłuszczu i węglowodanów
  •     opracowania zaleceń żywieniowych, które powinny być uwzględnione przy układaniu diety dla konkretnej osoby
Hmmm nie przekonuje mnie ani ten egzamin, ani te kursy. Oczywiście nie mówię tutaj o samych metodach nauczania w Polsce. Nie bardzo widzę siebie uczącej się o zbożowej podstawie piramidy zdrowia 🙂 I nie ma znaczenia czy jest to kurs czy wyższa uczelnia. Dlatego nawet dla tytułu nie mogę iść w tą stronę. Moje wewnętrzne JA byłoby nieszczęśliwe i nigdy nie uważałam, że cel uświęca środki. 
Dlatego początkowo jedynym moim celem były studia w USA. Wybrałam kilka uczelni i zaczęłam drążyć. Nie miałam żadnego problemu ze znalezieniem programów zorientowanych na holistyczne, naturalne czy nawet paleo podejście do tematu. Ostatecznie wybrałam program Master of Science in Holistic Nutrition wykładany na Hawthorn University. jest to bardzo prestiżowa uczelnia, po której absolwent uzyskuje tytuł naukowy. Zajęcia są prowadzone na odległość, ale wymagają obecności na sesjach on-line, są tez egzaminy ustne itd. Sam program jest wymagający i trwa minimum 3 lata, co daje ok. 600 godzin zajęć. Jest to program kliniczny. Tak naprawdę w USA można znaleźć sporo różnych propozycji w zakresie holistycznej edukacji, ale większość programów, po których uzyskuje się odpowiedni tytuł lub dyplom nie jest łatwa. Zwłaszcza gdy angielski nie jest naszym pierwszym językiem. Proces rekrutacji do Hawthorn również nie należy do przyjemnych…należy mieć wyższe wykształcenie (polskie), certyfikat językowy, listy motywacyjne, zrobić oficjalne transkrypty dyplomów i zainwestować ok. 17 tyś PLN. Boli. Niemniej jednak byłam na to gotowa…jedyną rzecz jaką musiałam wiedzieć to co będzie z tym ichniejszym dyplomem w Polsce.

I teraz następuje część pt. frustracja…..po tygodniu dzwonienia do Ministerstwa (Zdrowia, Edukacji), Kuratorium, znów Ministerstwa…i odsyłaniu pod coraz to inne numery w końcu udało mi się dowiedzieć, że konieczna jest nostryfikacja dyplomu i może on zostać w ogóle nie uznany gdy nie spełni programu obowiązującego w Polsce. Oczywiście nikt z góry nie wie jaka będzie odpowiedź. I oczywiście, że nie spełni bo jak program kliniczny z ogromną podstawą w postaci anatomii, biochemii czy naturopatii ma być tożsamy z naszym programem…i najwięcej na co można liczyć to i tak tytuł dietetyka. To samo co po 48 kursu? eh…..

Tak się skończył mój amerykański sen 🙂 Następnie padło na Europę, bo przy okazji pogaduch z Ministerstwami dowiedziałam się, że w obrębie UE na podstawie różnych aktów prawnych zwyczajowo kwalifikacje są respektowane. I tutaj już nie ma żadnej zmiany akcji…są 🙂 Mniej lub bardziej oczywiście. Jest kilka świetnych szkól w Anglii niestety sporo z nich nie przyjmuje zagranicznych studentów lub są to studia wyłącznie stacjonarne. Nie szykowałam się na angielskie uczelnie, bardziej interesowały mnie certyfikaty i dyplomy, które dawały tytuł, zawód oraz kwalifikacje. Raczej nie mamy porównania co do jakości takich kwalifikacji, bo nasz system działa inaczej. A tam takie dyplomy są respektowane i szeroko rozpoznawane przez różne instytucje. W moim przypadku podlegają akredytacji instytucji zdrowotnych, co daje możliwość bezproblemowego prowadzenia praktyki i to takiej objętej ubezpieczeniem.

Programy są bardzo zróżnicowane. I tu miałam dylemat….znalazłam kilka tańszych, ale mało zaawansowanych, których ukończenie/zdanie egzaminu dawało kwalifikacje i tytuł (przeważnie terapeuty lub naturopaty) oraz kilka o wyższym poziomie edukacji i wyższej cenie. Postanowiłam wybrać to co moim zdaniem najlepsze…więc padło na trudniejszy program. Mam zamiar studiować Nutritional Medicine w Plaskett College, który jest częścią The University of West London. Program trwa do 4 lat i jest programem klinicznym, po którym zostanę Practitioner of Nutritional Medicine (Dip. Nut. Med.) i będę mogła legalnie prowadzić praktykę. Ponadto program jest rozpoznawany przez  FNTP  (Federation of Nutrition Practitioners) oraz  BANT (British Association for Applied Nutrition and Nutritional Therapy) i kilka innych. W realiach polskich zawód jest dosłownie tłumaczony co daje po prostu naturopatę lub praktykanta medycyny żywienia (?).

Jedyne co mi zostaje to zorganizować budżet i zaczynać. Wciąż się zastanawiam czy to dobry pomysł, bo praktycznie jest to wielka rewolucja w moim życiu…tona obaw i wątpliwości. Nie będę o nich pisać, bo pewnie domyślacie się jakie mam dylematy…cóż mam o czym myśleć ostatnio, stąd też mało postów 🙁

A najgorsze, że tyle bym chciała napisać i przekazać…a nie jestem w stanie. Z powodu braku czasu często (10h zajmuje sama praca z dojazdami) i posty i moje odpowiedzi są bardzo ograniczone i nie jestem w stanie napisać wszystkiego co wiem, a na maile odpowiadam czasem z dużym opóźnieniem…to mnie motywuje żeby jednak coś zmienić…
Czy ktoś z Was zmienił coś drastycznie podejmując ryzyko? Studia/kraj/męża….cokolwiek? 🙂

                            
                                       

Szkolenie
nadwrażliwości pokarmowe

Od nadwrażliwości pokarmowych do autoimmunologii

dieta
eliminacyjna

Samodzielne rozwiązywanie problemów pokarmowych.

pobierz
przewodnik

Paleo w pigułce.

Zapisz się na
konsultacje

Najczęściej czytane

Hashimoto (autoimmunologiczna niedoczynność tarczycy)

Niedoczynność to poważny problem w ostatnich latach. Coraz więcej osób choruje i coraz częściej pacjent słyszy, że jego choroba to Hashimoto. Przeważnie... Zobacz więcej


Euthyrox, Eltroxin – czego nie wiesz o syntetycznym T4?

Nie ma dnia abym nie dostała wiadomości na temat chorób tarczycy. Niedoczynność jest tak często diagnozowana w ostatnich latach, że zaczyna to... Zobacz więcej


Reaktywna hipoglikemia i insulinooporność

Problemy z poziomem glukozy we krwi są bardzo powszechne, ponieważ wile różnych czynników wpływ na stabilność glukozy we krwi. Stres, nieodpowiednia dieta,... Zobacz więcej


SIBO czyli najczęstszy powód Zespołu Jelita Drażliwego

Zespół jelita drażliwego to jedna z najczęstszych diagnoz na świecie. Nazywam ją workiem, do którego można wrzucić dosłownie wszystko, co daje objawy... Zobacz więcej


Gdy metylacja zawodzi – mutacja genu MTHFR

MTHFR – zapamiętajcie ten akronim, za kilka lat będzie o nim głośno. Dzisiejszy post, w moim odczuciu, jest jednym z ważniejszych. Przynajmniej... Zobacz więcej


Archiwum wpisów

Archives

Godziny otwarcia gabinetu:

PN-PT 10:00-18:00

Używamy cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług, reklamy, statystyk. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.