20 stycznia, 2013

Dlaczego irytują mnie perfekcjonizm i motywacje fitessowe

Dostaję multum e-maili od różnych osób z prośbami o ocenę jadłospisów. Nie mam z tym problemu, ale coraz częściej mam wrażenie, że wiele z osób zaczynając zdrową dietę lub w końcu odnajdując jakieś rozwiązanie na swoje problemy zdrowotne (często właśnie jest to paleo) ma tendencje do popadania w zbytnią skrajność w tą drugą stronę.

Mowa tutaj i o diecie, i o ćwiczeniach. Najczęściej pojawia się destrukcyjna potrzeba liczenia kalorii, łyżek tłuszczu w ciągu dnia czy też ilości węglowodanów w brokule. Ostatnio pisałam, że skupienie się na składnikach makroodżywczych nie jest skuteczną drogą do celu…no i właśnie jakiego celu? Czy to chodzi o cel? Nie. Zdrowa dieta to podróż, nie cel sam w sobie i jaka każda droga będzie miała swoje wzloty i upadki. Będą okresy świetnego jedzenia i czasy gdy codziennie zagości coś co nie będzie najlepszym wyborem. I tak to wygląda, kilka kroków w przód, jeden wstecz…
Narzucenie sobie zbytniej restrykcji rzadko się sprawdza w realnym świecie. Częściej po wzorowym okresie idealnej diety i programu treningowego  prowadzi do destrukcyjnych zachowań czy zaburzeń odżywiania. Obsesja odnośnie zdrowego jedzenia powinna być przerażająca, i co zastanawiające nikt z nas nie myśli o takiej osobie nic złego, a przecież to takie same oddanie jak przypadku nałogów czy innych uzależnień. Ba, nawet często jesteśmy zainspirowani i bierzemy z tych osób przykład.
Wystarczy popatrzeć na blogosferę (1,2) – pełna jest inspiracji fitnessowych.  Wszystkie chcemy być chude za wszelką cenę. A ja zawsze się zastanawiam po co umieszczać zdjęcia dziewczyn, których sylwetki nam się podobają (na pewno sylwetki czy może photoshop)? Po co wypisywać na blogu wyzwania fitnessowe w stylu: dziś sto pompek? Czy to jest motywacja czy już zachęta i usprawiedliwienie dziwnych zachowań dotyczących jedzenia czy też ćwiczeń? A może dzięki temu dana osoba ma się poczuć lepiej niż inni….A co najgorsze, że stres spowodowany takim zachowaniem jest uzależniający, więc maszyna się nakręca i trawa dalej…angażując coraz to więcej osób. Podziwiamy takie osoby prawda? Te które wstają codziennie o 5 rano aby ćwiczyć, czy te które narzuciły sobie ostrą dietę i schudły dużo. Utożsamiamy to z silną wolą, super charakterem i pełną dedykacją w dążeniu do celu.
Czyżby? Czy takie zachowania są zdrowe? Wątpię…czy to sprawia, że jesteśmy silniejsi, zdrowsi czy mamy lepszy charakter? Niezbyt. Jedyna konsekwencja polega na tym, że w pewnym momencie stajemy się uzależnieni od stresu jaki sami sobie stworzyliśmy, a co za tym idzie nasze zdrowie zaczyna się pogarszać, a nie polepszać. Znam wiele osób, które tkwią w takim błędnym kręgu i żadna nie jest tego świadoma. Pewnie wiele osób czytając teraz co piszę nie zrozumie tego podejścia i wysunie wniosek, że to coś ze mną jest nie tak, bo przecież one są coraz szczuplejsze, silniejsze czy też zmotywowane, więc ciężka praca się opłaca i to mi się nie chce już ciężko pracować. Być może mi się nie chce, byłam w tamtym miejscu wiele razy…w miejscu, w którym wcale nie jest się jakimś cudownym nadstworzeniem o super silnej woli. To nie jest żaden cudowny krąg tylko dla wtajemniczonych…to dziura, do której wpadają wszyscy, którzy nie potrafią złapać równowagi i stres, presja czy też wrodzony perfekcjonizm pchają ich do uzależniających zachowań. Tak, to te wszystkie osoby które nie zjedzą kawałka ciasta, a bez ćwiczeń nie przeżyją tygodnia…to te które obsesyjnie myślą o diecie, ćwiczeniach i czerpią z tego satysfakcję. Widać to po nich, bo gdy o tym mówią są mocno podekscytowane i szczęśliwe. To też byłam ja jakiś czas temu…i nikt nigdy nie powiedział mi, że przesadzam, że może to już nie jest zdrowa relacja….wręcz przeciwnie – tona zachwytów nad moim oddaniem, ciężką pracą i efektami. Ot, czego uzależniony potrzebuje aby wpaść dalej…

Wszystko do czasu, bo prędzej czy później taki chroniczny stan doprowadza do zmian w naszym systemie nerwowym, hormonalnym czy też ogólnym zdrowiu. Pojawia się poirytowanie, czasem depresja, probemy z nagłymi dolegliwościami, przetrenowanie i osoba przestaje nadązać za stylem życia, który kiedyś tak ją wypełniał. Takie zmainy nie powstają z dnia na dzień, czesto potrzeba lat aby zorientowac się, że jesteśmy po drugiej stronie.
Coraz częściej mam złe myśli na temat liczenia kalorii i podawania ich komukolwiek na blogu. Moim zdaniem pewne wyliczenia mogą pomóc w jakiś sposób rozpocząć przygodę ze zdrowym odżywianiem, ale to jest tylko narzędzie i tak powinno być wykorzystywane. Liczenie ilości białka, węgli czy tłuszczu zaczyna mnie martwić, bo nadużywane zaczyna być obsesyjnym zachowaniem, które ma dla nas destrukcyjne konsekwencje, bo przestajemy zupełnie zastanawiać się nad potrzebami naszego organizmu. Jedyne co widzimy to ilość tkanki tłuszczowej, której nie chcemy się pozbyć. Podobnie kwestia dotyczy posiłków…od czasu do czasu wrzucam co jem…ale nie po to aby ktoś próbował to kopiować w 100% czy też oceniać. Głównie dlatego, że sama nie chcę sobie robić presji idealnego jedzenia. Nie chcę jeść super hiper zdrowo, bo wiem, że to nie jest mi potrzebne do szczęścia czy zdrowia. Tak szczerze mówiąc przetestowałam to wiele razy w życiu. Nawet w ostatnim roku miałam okres gdy byłam w ketozie i jadłam zupełnie czysto, a większość roku prawie idealnie. Przyjmuje się zasadę 80/20 jako optymalną, czyli 80% zdrowo i 20% na dowolne produkty…u mnie to było 95/5 większość czasu. A jeszcze rok wcześniej jadałam zdrowo, ale podjadanie słodyczy czy ulubionej pizzy z mężem było regularne. Jak też lody, frytki czy nadużywanie coli…i szczerze mówiąc jak mam dziś ocenić czy ja sprzed dwóch lat i ja teraz po tamtym roku to inna ja, to oczywiście, że tak. Widzę różnicę w kompozycji mojego ciała (ćwiczę mniej ale intensywniej, więc to też ma znaczenie), widzę że mam mniej tłuszczu itd. Hmm ale czy ktoś inny to może zauważyć? Wątpię…nawet mój mąż nie jest w stanie dostrzec różnicy. Dlaczego? Bo te zmiany są minimalne po prostu. Oczywiście nie mówię tu o tkance mięśniowej, ale jedynie o kwestiach redukcji. A różnica w sposobie jedzenia była dla mnie ogromna. Totalnie czysta dieta była frustrująca i wymuszała na mnie wieczną uwagę, planowanie i odmawianie sobie tego i owego. Na pewno wpływa też na samopoczucie i stwarzała niepotrzebną presję. Nie mam skłonności do destrukcyjnych zachowań, więc nawet po okresie ketozy bez problemu wróciłam do sporej ilości węgli i totalnej wolności emocjonalnej w kwestii odżywiania. Jem zdrowo, jem konsekwentnie…ale nie będzie to nigdy idealnie i jak znów będę mieć ochotę na snickersa to go po prostu zjem. Bez wyrzutów sumienie, bez obwiniania się i oceniania. I właśnie tym dla mnie jest zdrowe odżywianie – wypracowanie sobie zdrowej relacji z jedzeniem i konsekwencja każdego dnia plus wybaczanie sobie potknięć.
Jedzenie 3 razy dziennie kurczaka z warzywami i liczenie kalorii nie jest moim pomysłem na dietę. Wole zjeść bardziej odżywcze produkty, pozwolić sobie na coś słodkiego od czasu do czasu i cieszyć się życiem. I obecnie takie mam podejście do jedzenia. Mocno zwiększyłam ilość węglowodanów w diecie (z wielu powodów), jem tonę podrobów, kiszonek i rosołu. Dbam o trawienie i wątrobę. Ćwiczę intensywnie, ale głownie tylko siłowo już (zaczynam nowy program bez cardio). Dbam o sen, relaks i prawidłowy obraz swojego ciała. I czuję się świetnie…i teraz kto czyta bloga od początku to wie, że niezależnie jak jadłam zawsze czułam się świetnie. Na początku gdy zaczynałam pisać o paleo jadłam bardzo zbilansowane posiłki, różniej lekko i mocno ketozowo, teraz skłaniam się do dużej ilości węglowodanów…i chyba łatwo zauważyć, że na wielu różnych proporcjach makro można zachować zdrowie i szczupła sylwetkę, o ile zaspokajamy potrzeby organizmu pod kątem, witamin, minerałów, aminokwasów, kwasów tłuszczowych itd. Nie perfekcjonizm, tylko konsekwencja są to kluczem do sukcesu. 
Nie tęsknie za czasami gdy wszystkie moje myśli były skupione na planowaniu jedzenia i ćwiczeniach. Nie tęsknię za moją silną wolą i determinacją. Nawet nie tęsknię za podziwem innych osób. A już na pewno za chronicznym zmęczeniem, brakiem czasu na cokolwiek, presją czy tabelkami kalorii, które skrupulatnie prowadziłam. Czasem się zastanawiam skąd miałam tyle siły na to wszystko i jak dałam radę wytrwać. Większość osób totalnie się poddaje po jakimś czasie i odpuszcza. Widocznie gdzieś w środku wiedziałam, że musi być jakiś sposób aby osiągnąć to co chcę w realny sposób. Perfekcyjna nieperfekcyjność jest  jakąś wskazówką 🙂
Być może z tych powodów nie umieszczam swoich zdjęć na blogu czy też ograniczam nawet zdjęcia jedzenia. Mój 6pack nie powinien nikogo motywować, bo nie jest tożsamy ze zdrowym stylem życia – to tylko za duża redukcja kaloryczna i zbyt intensywny trening, które pozwoliły mi uzyskać taką odpowiedź hormonalną, że mam widoczne mięśnie tu i ówdzie…czy to zdrowie? Niekoniecznie. Dlatego potępiam wszystkie blogi zachęcające do fitnessowych wyzwań czy też umieszczające te wszelkie inspirujące hasła i zdjęcia.
A motywacji można szukać na dole tej strony 🙂

Szkolenie
nadwrażliwości pokarmowe

Od nadwrażliwości pokarmowych do autoimmunologii

dieta
eliminacyjna

Samodzielne rozwiązywanie problemów pokarmowych.

pobierz
przewodnik

Paleo w pigułce.

Zapisz się na
konsultacje

Najczęściej czytane

Hashimoto (autoimmunologiczna niedoczynność tarczycy)

Niedoczynność to poważny problem w ostatnich latach. Coraz więcej osób choruje i coraz częściej pacjent słyszy, że jego choroba to Hashimoto. Przeważnie... Zobacz więcej


Euthyrox, Eltroxin – czego nie wiesz o syntetycznym T4?

Nie ma dnia abym nie dostała wiadomości na temat chorób tarczycy. Niedoczynność jest tak często diagnozowana w ostatnich latach, że zaczyna to... Zobacz więcej


Reaktywna hipoglikemia i insulinooporność

Problemy z poziomem glukozy we krwi są bardzo powszechne, ponieważ wile różnych czynników wpływ na stabilność glukozy we krwi. Stres, nieodpowiednia dieta,... Zobacz więcej


SIBO czyli najczęstszy powód Zespołu Jelita Drażliwego

Zespół jelita drażliwego to jedna z najczęstszych diagnoz na świecie. Nazywam ją workiem, do którego można wrzucić dosłownie wszystko, co daje objawy... Zobacz więcej


Gdy metylacja zawodzi – mutacja genu MTHFR

MTHFR – zapamiętajcie ten akronim, za kilka lat będzie o nim głośno. Dzisiejszy post, w moim odczuciu, jest jednym z ważniejszych. Przynajmniej... Zobacz więcej


Archiwum wpisów

Archives

Godziny otwarcia gabinetu:

PN-PT 10:00-18:00

Używamy cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług, reklamy, statystyk. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.